Postanowiłem i zrobiłem
Postanowiłem, że zrelacjonuję Wam na świeżo (nie tak dawno z niego wróciłem) swój pierwszy w ostatnich latach samodzielny trening wspinaczkowy.W ostatnim czasie postanowiłem zwiększyć liczbę swoich treningów wspinaczkowych do dwóch w tygodniu. A ponieważ ostatnio coraz lepiej szło mi na „baldach” ( wspinaczka bez liny, nisko, nad materacem) po uprzednich rozmowach z moją trenerką, postanowiłem zmienić trochę środowisko treningu i pojechać na inną ściankę. Po prostu powspinać się jak „zwykły śmiertelnik”, bez instruktora.
Damska a męska to jednak spora różnica
I tak po raz pierwszy od wypadku wylądowałem na „Mood-zie”. Przed wypadkiem bywałem na tej ściance nie raz, jednak przez ostatnie lata tak ewoluowała lub też tak bardzo jej nie pamiętam, że zupełnie jej nie poznałem. By dodać sobie ducha, założyłem na tę okazję koszulkę z zawodów z tej ścianki, na których kiedyś byłem. Pierwsze „schody” napotkałem już w szatni. Szukam i szukam, i coś nie mogę znaleźć swojego numerka szafki, w szatni byłem sam. Za którąś próbą analizowania drogi do szatni, usłyszałem „to chyba jest damska szatnia”. A ponieważ jak to mawiała moja polonistka „chyba to pchła na psa”, koleś miał całkowitą rację. Szukałem w złej szatni…
Gdy w końcu trafiłem do szatni dla „płci brzydkiej”, również nie mogłem znaleźć swojego numerka. Ponieważ w tej szatni nie byłem już sam, spytałem pierwszą napotkaną osobę, czy nie widzi gdzieś mojego numerka. I sukces! Z pomocą łącznie dwóch osób znalazłem swoją szafkę. Teraz już tylko zostało przebranie się i mogłem zacząć „działać”!
Po porządnej rozgrzewce pojawił się kolejny problemem. Nie mogłem znaleźć informacji, który kolor oznacza jaki poziom trudności. Nie czekałem długo, spytałem pierwszą napotkaną osobę. I tak po uzyskaniu pomocy od raptem trzech nieznajomych mi osób, w końcu mogłem zacząć się wspinać!
Później było już z górki
Generalnie rzecz biorąc, było rewelacyjnie, było tak dobrze, że pod koniec kupiłem sobie miesięczny karnet na wejścia. Zobaczcie sami, wrzuciłem nagranie na You Tube. Gdy wrócę z rehabilitacji oczu w Poznaniu, zamierzam ćwiczyć sam co tydzień. Mam nadzieję, że obyłem się już trochę z tym miejscem i następnym razem ominę już szatniowe przygody.
Na zakończenie treningu jadłem w kawiarni ścianki sernik z matchy i „kulkę mocy”. Nazwę wymyślili sami, ja tylko mogę powiedzieć, że ich moc była bardzo smaczna.
Ważne wnioski
Gdy dałem ten tekst do przeczytania mojej żonie Justynie, po kilku żartach z mojej strony z perypetii w szatni, powiedziała coś, co bardzo we mnie wybrzmiało. Zauważyła, że niewiele osób zdaje sobie sprawę z tego, jak ogromne szczęście mają mając możliwość wykonywania wielu czynności samodzielnie..
Faktycznie zdałem sobie sprawę z tego, jak wiele miała racji w swoich słowach. Zobaczcie sami. W tekście o moim pierwszym samodzielnym treningu, sporo czasu poświęcam na opis tego, jak szukałem różnych rzeczy, które były mi potrzebne do rozpoczęcia wspinaczki. Także teraz dodam coś od siebie, cytując przy okazji fragment piosenki. Autorki i tytułu nie pamiętam, przypomniało mi się nagle tylko kilka słów…
„Cieszmy się z małych rzeczy bo wzór do szczęścia w nich zapisany jest”.
Przyzwoitość nie pozwoliłaby mi opublikować tego wpisu bez podania informacji, kogo są te słowa. Sprawdziłem, cytat pochodzi z piosenki „Małe rzeczy” Sylwii Grzeszczak.
Zobacz inne wpisy
Relaksujący spacer
Niedawno przeżyłem wspaniałą przygodę. Po raz pierwszy od swojego wypadku byłem gdzieś sam. Jak było? Przeczytajcie sami.
Pierwszy samodzielny trening
Często łatwe jest trudne, a trudne łatwe. Jak to jest? W tym poście opisuje swój pierwszy samodzielny trening i to z czym się zmagałem.
Tam, gdzieś indziej i z powrotem
Tekst o jednej z moich wypraw miał bardzo duży wpływ na nazwę naszego stowarzyszenia, postanowiłem znowu zrelacjonować Wam kolejną wędrówkę.