Praca zespołowa
Wiewiórki i bobry, dzień dobry, dzień dobry! Dzisiejszy wpis będzie o czymś bardzo ważnym, czymś, dzięki czemu nasza cywilizacja jest w miejscu, w którym jest – o pracy zespołowej.
Wiewiórki i bobry, dzień dobry, dzień dobry! Dzisiejszy wpis będzie o czymś bardzo ważnym, czymś, dzięki czemu nasza cywilizacja jest w miejscu, w którym jest – o pracy zespołowej.
Nie bójmy się mówić ludziom miłych rzeczy, jeśli tylko są one szczere! Długo zbierałem się do napisania tego wpisu, gdyż jest to coś, czego kiedyś nie praktykowałem, coś czego się uczę.
Podczas jednej z wielu rozmów z moją żoną (czuję wielką dumę, gdy używam tego słowa!) rzuciła hasło „rehabilitacja to Twoja praca”.
Wszystkim czekającym z zapartym tchem na wpis o naszym “dniu przypadków” mogę jedynie powiedzieć, że podjęliśmy próbę spędzenia takiego dnia. Był wyjątkowy, bardzo dla mnie ważny i mamy pewne przemyślenia dotyczące przypadkowości w naszym życiu. Zamierzamy przedstawiać Wam ten dzień w formie rozmowy, jednak nie dziś. Zamiast tego, poruszę dziś temat spokoju, czyli czegoś, co jest bardzo potrzebne każdemu człowiekowi.
"Bo w każdym z nas jest Chaos i Ład, Dobro i Zło. Ale nad tym można i trzeba zapanować. Trzeba się tego nauczyć". Andrzej Sapkowski “Krew Elfów”
Ten wpis rozpocząłem cytatem pochodzącym z jednej z książek opowiadających o przygodach Wiedźmina Geralta z Rivii. Nie będę ukrywał, cały cykl o Wiedźminie wywarł na mnie bardzo duże wrażenie. Prawdopodobnie poświęciłem na tę sagę więcej czasu niż na wszystkie lektury szkolne w moim całym życiu (myślę, że słuchałem całości kilka razy…).
Jako że tekst o jednej z moich wypraw miał bardzo duży wpływ na nazwę naszego stowarzyszenia, postanowiłem znowu zrelacjonować Wam kolejną wędrówkę. Także z powodu tego, co się podczas niej wydarzyło. Sądzę, że opisywanie samych sukcesów, może zbudować nieprawdziwy obraz mojej osoby. Jestem tylko człowiekiem, popełniam więc również błędy. Ponieważ wierzę, że człowiek uczy się na błędach, uznałem, że opiszę mój błąd, żebyście mogli wyciągnąć z niego wnioski bez konieczności popełniania swoich.
Zdaje sobie sprawę z tego, że tekst zatytułowany „Droga bez głowy” w dzienniku kolesia po urazie głowy, może wskazywać na tekst o moich zmaganiach po urazie głowy, ale nie! Nic bardziej mylnego. Dzisiejszy wpisy jest o czymś zupełnie innym. O czymś, co wywarło na mnie ogromne wrażenie, gdy pierwszy raz zetknąłem się z takim spojrzeniem na sprawę, a mowa tutaj o cyklu medytacji „The headless way”, który znalazłem w aplikacji „Waking up”, której używam od kilku lat.
Tak, dobrze przeczytaliście to dość niecodzienne stwierdzenie. U mnie samego pojawiło się zawahanie przed napisaniem tego tytułu. Chcę Wam dziś jednako powiedzieć o przełamywaniu wewnętrznych barier, także przed nazywaniem siebie artystą. W moim poście przeczytacie też, czym są dla mnie moje prace i dlaczego je tworzę.
Ten wpis miał być całkowicie inny. Jednakże zakładając, że mój blog jest miejscem, w którym możecie zobaczyć, jak wygląda „nie życie” po wypadku bądź też przeczytać moje przemyślenia, stwierdziłem, że jeśli chce w tym wszystkim być prawdziwy to musi być taki, a nie inny.